• harc@szmer.infoM
      link
      fedilink
      Polski
      arrow-up
      1
      ·
      1 year ago

      W poprawnie funkcjonującej demokracji parlamentarnej - niezależna władza sądownicza. Są miejsca na ziemi, gdzie to względnie działa. A jak nie działa to obywatele masowo wychodzą na ulice, wymusić stosowne zmiany. Doraźnie wydaje mi się to lepszą opcją, niż dobrowolnie uznawać czyjąś nieograniczoną władzę, bo wygrał/a jakieś wybory.

      • obywatelle (she/her)@szmer.info
        link
        fedilink
        arrow-up
        1
        ·
        1 year ago

        Są miejsca na Ziemi gdzie to względnie działa dopóki stawka gry jest niska, a idea wymiany elit została wprowadzona w krwiobieg polityczny tak, by nie zagrażać interesom tych, którzy czerpią prawdziwe korzyści z układania się z władzą.

        • harc@szmer.infoM
          link
          fedilink
          Polski
          arrow-up
          1
          ·
          1 year ago

          Czy pozostanie prezydentem USA kontrolującym najpotężniejszą armię i najbogatszą gospodarkę świata to dostatecznie wysoka stawka? Bo z tego co widziałem, mimo próby fałszowania wyniku i przeprowadzenia rewolty został zmuszony do opuszczenia stanowiska i jest obecnie sądzony.

              • obywatelle (she/her)@szmer.info
                link
                fedilink
                arrow-up
                1
                ·
                11 months ago

                Że zamiast upierać się przy złudzeniu że można kontrolować władzę, lepiej pozbyć się władzy? Nwm, wydawało mi się że kiedyś byłeś anarchistą, ale rozumiem że ten słynny bukczinizm to już praktycznie afirmacja porządku parlamentarnego?

                • harc@szmer.infoM
                  link
                  fedilink
                  Polski
                  arrow-up
                  1
                  ·
                  edit-2
                  11 months ago

                  Władzę mogą kontrolować wyłącznie zorganizowane i głeboko ideologiczne masy społeczne, lub grupy je kontrolujące. I jeden i, słusznie, drugi kierunek współczesny ruch anarchistyczny odrzuca. Jeśli chodzi o bookchinizm najwyraźniej źle rozumiesz, no chyba, że trolujesz, ale jaki miało by to sens w takiej rozmowie? W każdym razie to osobna dyskusja, bo mowa nie o ideach a faktycznym funkcjonowaniu systemów. Meritum jest takie, że w większości parlamentarnych demokracji porządek prawny nakłada ograniczenia na wszechwładzę rządzących. Jak wątpliwe, wadliwe, podlegające zmianom i będące zależne od wpływu zorganizowanego społeczeństwa by to nie było. Dowolna europejska demokracja jest dla mnie znacznie bardziej preferowana od Rosji gdzie na wewnętrznej granicy żołnierz zaoferuje, że może cię rozstrzelać na poboczu czy Chin, gdzie zaprzyjaźnione z tobą osoby w restauracji szeptem zwrócą ci uwagę jakich nazwisk nie wypowiada się nawet w żartach.

                  edit: Akceptacja przekraczania tych ogarniczeń przez władzę, w myśl zasady że skieruje to ludzi do samoorganizacji i rewolucji jest dla mnie jednym z najbardziej nieodrzecznych dogmatów zakorzenionych w ruchu anarchistycznym. Gdyby myśl “im gorzej tym lepiej” działała Korea Północna powinna być do teraz anarchistycznym rajem.

                  • obywatelle (she/her)@szmer.info
                    link
                    fedilink
                    arrow-up
                    1
                    ·
                    11 months ago

                    Ale kto mówi o akceptacji przekraczania granic przez władzę? Ja mówię tylko o wyzbyciu się złudzeń. Owszem, możemy i powinniśmy krzyczeć i działać przeciwko autorytarnym zapędom władzy, wykorzystując te narrache do naszych celów, jednak nie obliguje nas to do autentycznej wiary w dobre działanie mechanizmów, które z samego założenia nie mogą działać dobrze. Bo władza zawsze wiąże się z dysproporcją sił. I dzięki władzy elity zawsze dają radę uzyskać pożądane przez siebie rezultaty, nawet jeśli z wierzchu w niektórych krajach wygląda to tak, jakby władza ustępowała przed obywatelami. W rzeczywistości nawet jeśli dana jednostka w danym momencie ma problem polityczny (jak swojego czasu Nixon po Watergate), to w praktyce otoczenie tej jednostki i osoby które zrobiły kariery np. dzięki dostępowi do informacji niejawnych uzyskanych nielegalnie wciąż brylują w amerykańskim biznesie i polityce. I nikt ich z tego nie rozliczy, bo nikomu nie jest to potrzebne – wystawiono kozła ofiarnego po to, by reszta mogła cieszyć się dalej swoimi przywilejami. Idea rzekomych rozliczeń władzy to fikcja i potwierdza się to zarówno w zachodnich demokracjach jak i w krajach półperyferyjnych. Gdyby było to rzeczywiście możliwe to np. konserwatyści w UK powinni siedzieć za to, na jakich warunkach doprowadzili np. do brexitu.

                    Nacisk społeczny nie powinien ustawać w momencie, w którym wybieramy nową władzę i obiecujemy sobie że będziemy “patrzeć jej na ręce”, tylko po to żeby potem dać się rozegrać szantażowi moralnemu liberalnych mediów w stylu “przestańcie krytykować Tuska bo wróci PiS”. Ja to już przerabiałam. Nie powinniśmy ubiegać się o “lepszy i bardziej demokratyczny porzadek” w “granicach prawa”, tylko powinniśmy ciągle i do znudzenia przypominać, że sama idea istnienia władzy będzie raz za razem prowadzić do nadużyć i naruszeń, których de facto nigdy nie będzie dało się powstrzymać ani skutecznie rozliczyć. Ponieważ narzędzia rozliczeń spoczywają w rękach tych, którzy sprawują władzę.

                    Wydawało mi się że to oczywiste.