Hej, z ciekawości, co myślicie na temat możliwości anarchizmu, jako systemu społeczno-gospodarczego, na odpowiedzienie na skomplikowane i śiwatowe problemy z ochroną środowiska i zrównoważonym rozwojem. To jest jeden z fundamentalnych problemów które spowodowały że odszedłem od tej ideologii. Dzisiaj, w sytuacji dość mocno jednak scentralizowanych rządów nadal nie jesteśmy w stanie rozwiązać dość prostych problemów jak poszerzenie parku narodowego, z powodu stojących w sprzeczności interesów (dla przykładu w wypadku parku baiłowieskiego, często był konflikt pomiędzy zwiększeniem terytorium ochrony a możliwości lokalsów na zbeiranie owoców lasu czy chrustu). W wypadku bardzo silnej atomizacji społeczeństwa zorganizowanego taka współpraca mogła by nawet być niemożliwa bo kolektyw A będzie chciał chronić puszczę, ale kolektyw B będzie chciał wypasać krowy na coraz to większej rpzestrzeni (Co wydarzało by się np. na terenie amazonii). Nie wspominając tutaj o przedsięwzięciach o bardzo dużej skali, jak stworzenie na tyle dużych przestrzeni dzikich żeby zrównoważyć negatywny wpływ człowieka na środowisko i klimat. Zastanawia mnie co wy na ten temat myślice
Niestety, nabrałem sceptycyzmu co do zdolności gremiów do uczciwego demokratycznego decydowania – wystarcza niewielu ukrytych adwersarzy (agentów wpływu), aby wykoleić demokratyczny/kolegialny proces decyzyjny – i niestety równościowe kolektywy, także z uwagi na swoją idealistyczną łatwowierność, tradycyjnie były podatne na manipulacje; por. e.g.:
Niestety, ale nieprzyjaciel czyta i stosuje się do rad z Machiavellego.
A co do racjonalności możliwych decyzji, gdyby złej woli nie było – tym wyższa, im bardziej oświecona/świadoma jest społeczność. Na przykład w cynicznym interesie potęg [post]kolonialnych leży utrzymywanie terytoriów na niskim poziomie rozwoju; bantustanami łatwiej jest manipulować i je eksploatować. Zjawisko skaluje się od kolektywów, które życzy sobie zinfiltrować
m*licja
polityczna (państwowa i najemna), po całe społeczeństwa.Wysiłki dobrej woli naturalnie trwają:
- http://en.wikipedia.org/wiki/Comparison_of_electoral_systems ,
- http://www.academia.edu/2911354/Group_Decision_Making_in_Open_Source_Development_Putting_Condorcet_s_Method_in_Practice ,
- http://copim.pubpub.org/pub/towards-better-practices-for-community-governance-of-open-infrastructures-decision-making-seeking-consensus-voting-and-elections/release/1 ,
- http://econpapers.wiwi.kit.edu/downloads/WP_156.pdf .
Chcę mieć nadzieję, iż świat przyszłości będzie zniuansowany, zaś decyzje nie będą podejmowane tzw. dyskretnie (zero-jedynkowo), jak w referendach znanych od antycznej Grecji:
a raczej będą dynamiczną grą o budżetowanie, obwiednie dla egzystencji (raison d’être) – które z kolei, jak się wydaje, wynikają z [epi]genetyki + środowiska + memetyki (urodzenie wraz z historią rodu + wpływ otoczenia + wychowanie/enkulturacja/stymulacja). Pozornie taki system stanie się wyżej sprzężony, gdyż w interesie podmiotów będzie wiedzieć, jakie trendy się kształtują. Tym niemniej, i to będzie możliwe wykolejać – dezinformacją/psyopsami (także przebodźcowanie), skąd przetrwałym dysonansem poznawczym i w rezultacie: [auto]agresją i/lub zobojętnieniem. Z awangardowo-elitarystycznego punktu widzenia – rzecz jest niejednoznaczna: nie zawsze udaje się np. racjonalną perswazją/pozytywnym przykładem zlikwidować obskuranckie tradycje (od toxic macho, przez “zdrowy egoizm” i obrzezanie kobiet, po nieomylność patriarchów) – konformizm to odruch silny:
We Francji spróbowano np. tak:
- http://www.rfi.fr/en/france/20190408-france-awaits-results-macron-great-debate-yellow-vests-gilets-jaunes ,
- http://www.nytimes.com/2019/04/08/world/europe/france-macron-yellow-vest.html .
Nie każdy postulat da się przeliczyć na monetarny nośnik sprawczości (= hajsy), lecz tam, gdzie jeszcze można to uczynić, tam powstają np. takie otwarte systemy:
deleted by creator
Ja właśnie czytam Bookchina i to jest najlepsze co do tej pory czytałam w tym temacie. Ekologia społeczna. Konflikt, o którym piszesz wydaje mi się trochę odklejony- jest kilkanaście projektów ustaw o nowe parki narodowe złożonych i nie blokują ich mieszkańcy tylko politycy powiązani ze spółkami czerpiacymi zyski z tych terenów. Nie musimy dążyć do dychotomi: albo ludzie albo dzika natura. Człowiek jest częścią natury i może nią być w sposób zrównoważony. Czerpać z niej i dzielić się z nią (Np. Technicznymi rozwiązaniami). To monopole ekonomiczne nie potrafią się dzielić.
Trudne pytanie. W przypadku Amazonii konflikt miałby tło kolonialne, bo rdzenni mieszkańcy żyli tam w zgodzie z lasem przez wieki, a tu przychodzi jakiś inny kolektyw i zaczyna im przerabiać las na zielone papierki. Nie dość, że w Polsce panuje jakiś “koniec historii” w zakresie ochrony przyrody, to ludziom się ją skutecznie obrzydza i ośmiesza. Wieczne jęczenie w mediach, że nie mogą zbudować drogi, bo ekolodzy znaleźli “jakiegoś żuczka”, w programie nauczania aktualnie zrównuje się ochronę środowiska z neomarksizmem. Myślę, że to może wpłynąć na obawy o zakaz zbierania chrustu, zwłaszcza, że ostatnio nawet Kaczyński straszył mandatami za zbieranie grzybów na zgniłym zachodzie.
Od kilku lat trwa spór o powiększenie polskiej części Karkonoskiego Parku Narodowego, która jest sześć razy mniejszy niż czeska część. Może to wydawać się nieintuicyjne, ale wielkim hamulcowym jest Lokalna Organizacja Turystyczna zrzeszająca hotelarzy, niby turyści przyjeżdżają dla walorów przyrodniczo-krajobrazowych, na czym zarabiają hotele, ale z punktu widzenia organizacji hotelarze zarabiają na noclegach, restauracjach i budowaniu kolejnych hoteli, cała otoczka ich nie interesuje. Powiększenie parku utrudniłoby budowę kolejnych molochów typu hotel Gołębiewskiego w Karpaczu. Nie wiem, jakoś po drugiej stronie granicy są miasteczka/wsie w granicach parku narodowego, są nowe i stare domy, hotele, pensjonaty i tak dalej, a park narodowy również tam ma status rezerwatu biosfery UNESCO, więc nie jest to żadne oszustwo.
Anarchizm opiera się na założeniu, że większość ludzi jest przyzwoita[1], myślę, że większość ludzi żyjących na cennych przyrodniczo obszarach jednak lubi swoje otoczenie i chciałoby je utrzymać w dobrym stanie, o ile nie jest zaślepiona wizją zysku i stworzenia “białowieskiego Zakopanego” czy czego tam. Ludzie są częścią ekosystemu i np. w Biebrzańskim PN wciąż kosi się łąki, żeby utrzymać siedliska ptaków.
Myślę, że mógłby też powstać jakiś system wyrównujący ewentualne straty związane z mniejszą produkcją żywności, słabszą infrastrukturą, mieszkańcom terenów parków narodowych ze strony mieszkańców terenów bardziej uprzemysłowionych.
- Tak mi się wydaje
Trudne pytanie. W przypadku Amazonii konflikt miałby tło kolonialne, bo rdzenni mieszkańcy żyli tam w zgodzie z lasem przez wieki, a tu przychodzi jakiś inny kolektyw i zaczyna im przerabiać las na zielone papierki.
Nie specjalnie, rdzenna populacja też miała ogromną historię integrowania w naturę. Majowi prawie sami siebie wybili robiąc ogromne wycinki, tamtejsze ludzy były też prawdopodobnie jednymi z peirszych ludzi którzy odkryli inżynierię środowiskową, chociażby zmieniają strukturę gleby dodając do niej rozbite garnki i dorzucając węgiel dla użyźnienia. Były również stosowane szerokie wycinki i wypalanie. To o czym mówisz jest pewną formą fetyszyzacji rdzennych amerykanów która często jest uprawiana przez lewicę
żyjących na cennych przyrodniczo obszarach jednak lubi swoje otoczenie i chciałoby je utrzymać w dobrym stanie
Tutaj ja włąsnie się nie zgadzam. Problem jest taki że dewastacja środowiska nie jest wyłącznie ograniczona do chęci zysku. Prosty przykład, mamy las na terenie którego istnieje kolektyw A. Las jest ośrodkiem ważnym dla bioróżnorodności regionu i jest zamieszkały przez sporo gatunków żadkich i/lub zagrożonych. Region B chce utrzymać las w swojej naturalnej, albo zbliżonej do naturalnej formy. Z kolei koelktyw A od jakiegoś czasu rośnie. Potrzebuje więcej rpzestrzeni żeby wykarmić swoich członków/członkinie oraz przestrzeni żeby zapewnić im zamieszkanie. Konflikt z naturą pojawia się od razu
deleted by creator
pozwolę sobie nie zgodzić się z innymi osobami co do zdolności anarchizmu oraz być może ze źródłami. Właściwie to nie zgadzam się z tym, że sposób organizacji życia społecznego (anarchizm, demokracja etc.) w ogóle można podzielić na dobre i złe odpowiedzi na konkretne problemy, w tym przypadku ekologiczne ponieważ jest na znacznie wyższym poziomie abstrakcji. No może z wyjątkiem pewnych nurtów anprymu i ekofaszyzmu bo oba miewają dosyć konkretne postulaty rozwiązania problemu poprzez “powróć do małpe” lub ludobójstwo.
Anarchizm imho musi się kończyć konfliktami i różnymi rozwiązaniami tych samych problemów - i to bardzo dobrze! Demokracja nie daje odpowiedzi na to jak ratować środowisko, zakłada tylko że najlepszym rozwiązaniem jest stworzenie państwa (lub quasi-państwa) z rządami większości jako źródło prawdy
@Truffles napisału że anarchizm opiera się na idei “ludzie są z załozenia dobrzy” - moim zdaniem to zbędne założenie bo wtedy nawet liberalizm będzie działać pod warunkiem utworzenia państwa z odpowiednimi procesami, a przecież większość osób szmernych się zgadza, że liberalizm działać nie może. IMHO anarchizm musi oraz może działać nawet jak wszyscy będziemy wykazywać absolutny brak empatii (jak ta abstrakcyjna ekonomiczna i racjonalna jednostka z modeli makro-ekonomicznych). Raczej nie jest to poprawny model świata z punktu widzenia socjologicznego i biologicznego bo empatię posiadamy czy tego chcemy czy nie, natomiast imho pozwala lepiej myśleć w kategoriach balansowania konfliktów interesów.
Częśc problemu rozpatrzyłbym z punktu widzenia “eksternalizacji kosztów” oraz “wspólnych pastwisk”. Moim zdaniem róznica między dzisiejszym zbieraniem chrustu i niszczeniem cennych przyrodniczo obszarów, a tubylczą (EN: indigenous) zrównoważoną gospodarką jest głównie w tych obszarach. Po co dbać o puszczę, skoro nie ja ponoszę koszty? Czemu się przejmować protestami, skoro państwo mówi “co nie jest zakazane to jest dozwolone” i swoim monopolem na przemoc uspokaja niesfornych “ekoterrorystów” czy tubylców? Wiem że anarchiści nie lubią konceptu własności ale jeśli odejdziemy od kapitalistycznej i liberalnej definicji to Elinor Ostrom opisała kiedy wspólne pastwiska działają i pewna forma własności oraz zarządzania nimi mogą być częścią odpoweidzi na problem. Jakkolwiek kucowsko to zabrzmi - ludzie zazwyczaj dbają o swoją własność jeśli mają w tym interes. Przemysł naftowy czy spożywczy np. nie ma interesu jak flora i fauna stoją na drodze do oleju palmowego czy ropy, to nie ich problem tak długo jak mają z tego ropę, a państwo utrzymuje cała infrastrukturę i organizację im do tego potrzebną. Wręcz zapewnia bezpieczeństwo i stabilność, które inaczej by nie istniały (to się odnosi do każdej odpowiednio dużej firmy i organizacji).
Zastanowiłbym się też czemu ludzie zbierają chrust, czemu wypalają puszcze itp. bo może to tylko najprostsza droga do ucieczki od biedy i odpowiedzią na problem jest… dać im lepsze warunki i szanse? Jeśli zbieranie chrustu jest problemem, to może dowieźmy im ten chrust albo wynagrodźmy brak możliwośći zbierania? Ze tak Stirnerowsko stwierdzę - skoro nam zależy na puszczy, " godzi się zapłacić za spełnienie naszej woli."
@borys wspomniał o majach - wydaje mi się że możemy na nich patrzeć w kategoriach państwa - państwo i grupy nim zarządzające mają jednak swoje interesy czasem prowadzące do tragedii. Myślę że teraz przechodzimy przez to samo w kontekście ocieplenia. Na szczęście dzięki rozwojowi nauki mamy dość wiedzy żeby nawet kapitaliści się przejęli problemami ekologicznymi jak ich zaboli nieco mniej pełna kieszeń. Chociaż uważam, że jak myślimy w kategoraich “kolektyw A chce bo rośnie, a kolektyw B nie chce” to możemy myśleć o nich w kategoriach quasi-państw zamiast wolnych zrzeszeń jednostek. Plus powyższe - pytanie czemu kolektyw A widzi akurat takie a nie inne wyjście, co powoduje że ma interes w niszczeniu?
Myślę że anarchizm wymaga od nas również nauczenia się rozwiązywania konfliktów bez tzw. prawnego frameworku. Anarchizm raczej nie daje odpowiedzi jak, natomiast daje nam narzędzia do myślenia o “jak”.
To wszystko nie wyklucza się też ze starym dobrym “ekoterroryzmem” - skoro kolektyw A chce niszczyć przyrodę, to niech wie że o ile w anarchizmie nic nie jest zabronione to nie jest też dozwolone i kolektyw B ma takie samo prawo (lub brak prawa) do oporu, choćby zbrojnego. Wszystko co robimy w anarchizmie jest “na własne ryzyko” i można się przekonać, że czyny miewają konsekwencje.
Możliwe że troszkę bełkocze bo trudno mi przelać myśli na tekst tak żeby były zrozumiałem dla obserwatora spoza mojej głowy.
w ogóle można podzielić na dobre i złe odpowiedzi na konkretne problemy, w tym przypadku ekologiczne ponieważ jest na znacznie wyższym poziomie abstrakcji. No tutaj obiektywnie nie masz racji, różne systemy skutecznie sobie radzą z różnymi typami problemów. Dla przykładu, systemy autorytarne lepiej sobie radzą w sytuacjach gdy potrzebne są nagłe szybkie ruchy, jak np. pospolite ruszenie, czy reakcja na kataklizmy naturalne. Jeśli władca chce oczywiście. Systemy demokratyczne, im bardziej tym lpiej, dość skutecznie radzą sobie z tworzeniem kompromisów oraz rozwiązywaniem tarć społecznych. Również często są skuteczniejsze w odnajdywaniu potrzeb
Po co dbać o puszczę, skoro nie ja ponoszę koszty? Problem zaczyna się, jak opisywałem niżej, jak interesy są sprzeczne. Pytanie nie jest tyle, po co dbać o puszczę skoro ja nie ponoszę kosztów a bardziej "czemu mam nie wycinać kawałka puszczy skoro mój kolektyw/wspólnota potrzebuje jedzenia/przestrzeni do życia a twój jest oddalony od 1000 km dalej i nie wspiera nas specjalnie. Ewentualnie po prostu stwierdzenie “takie są nasze potrzeby przestań się wpierdalać w naszą autonomię”
iem że anarchiści nie lubią konceptu własności ale jeśli odejdziemy od kapitalistycznej i liberalnej definicji to Elinor Ostrom opisała kiedy wspólne pastwiska działają i pewna forma własności oraz zarządzania nimi mogą być częścią odpoweidzi na problem. Jakkolwiek kucowsko to zabrzmi - ludzie zazwyczaj dbają o swoją własność jeśli mają w tym interes. Przemysł naftowy czy spożywczy np. nie ma interesu jak flora i fauna stoją na drodze do oleju palmowego czy ropy, to nie ich problem tak długo jak mają z tego ropę, a państwo utrzymuje cała infrastrukturę i organizację im do tego potrzebną.
Problem z własnością jest trochę taki że nie da się od niej w 100% odejśc. W sensie nawet zakładając 100% anarchizm, nadal kolektywy będą operować na jakiś terenach, będą coś produkować i będą posiadać jakąś “własność współną”. Można załorzyć, i ja bym najchętneij załorzył, że operujemy na zasadach “take what you need”, w takim sensie żę żaden kolektyw nie ma żadnej przestrzeni na “własność” tylko jest jakiś bardziej zorganizowany system dzielenia się. Ale jeśli nie mówimy o społeczeństwie anprymowym, to potrzeba przekształcania środowiska, choćby w małym stopniu, zawsze będzie. Pytanie jak sobie poradzić kiedy bardzo nie chcemy żeby dany teren był przekształcony, a z kolei jakaś grupa ludzi, na którą nie mamy żadnego wpływu z powodu autonomi kolektywów, bardzo chce go przekształcić
Chociaż uważam, że jak myślimy w kategoraich “kolektyw A chce bo rośnie, a kolektyw B nie chce” to możemy myśleć o nich w kategoriach quasi-państw zamiast wolnych zrzeszeń jednostek. No, trochę nie widzę innej opcji, jeśli kolektyw zarządza jakimś terenem to będzie maił funkcję semi-państwową. Oczywisćie działającą na innych zasadach i, mam nadzieje, bez całego bagażu który przychodzi z istneinem państwa dzisiaj, ale zawsze tak będzie w mniejszym czy większym stopniu
odnośnei własnośći mi się podoba to co Shawn Wilbur nazywa “mutual extrication” i to w zasadzie cała sensowna rola własności - skoro materia jest skończona i jakoś się musimy podzielić, to dogadajmy się jak to podzielić tak żeby wszystkim jako tako pasowało (pewna forma ugody?), ale dalej możemy odrzucać liberalną świętą własność. Nie wydaje mi się żeby to był problem, szczególnie że “moje” nie musi oznaczać “wyłącznie moje” i może się przenikać ze wspólnym. Np. moja działka na wspólnym pastwisku, które oferuje jako tako powszechny dostęp wszystkim, którzy są z nią związani. Na jakich konkretnie zasadach to mniej istotne, może być przecież i tak że lepiej komuś powierzyć nieproporcjonalnie dużą część pod warunkiem rekompensaty dla pozostałych i uspołecznienia zysków. Z liberalnych rozwiązań chyba Georgyzm jest najbliżej tej idei, tak żeby zobrazować co mam na myśli.
Uciekałbym od określeni “semi państwowa” w kontekscie zarządzania dobrami wspólnymi skoro państwowość zazwyczaj definijujemy jako monopol na przemoc i hierarchię. To nie musi być przecież jedna sformalizowana instytucja.
IMHO anarchizm prawie nigdy nie oferuje konkretnych odpowiedzi “z góry” i to dobrze więc trochę nie ma sensu pytać co zrobić, tylko jak się nauczyć siadać do stołu i rozwiązywać konflikty bez uciekania się do liberalnej koncepcji prawa.
Niestety ten stół zawsze może zostać wywrócony ale nie widzę zbytnio wyjścia tak długo jak ludzie są ludźmi, czasem po prostu konfilkty nie da się rozwiazać pokojowo jak się druga strona uprze, albo jest wręcz fanatyczna.