Hej, z ciekawości, co myślicie na temat możliwości anarchizmu, jako systemu społeczno-gospodarczego, na odpowiedzienie na skomplikowane i śiwatowe problemy z ochroną środowiska i zrównoważonym rozwojem. To jest jeden z fundamentalnych problemów które spowodowały że odszedłem od tej ideologii. Dzisiaj, w sytuacji dość mocno jednak scentralizowanych rządów nadal nie jesteśmy w stanie rozwiązać dość prostych problemów jak poszerzenie parku narodowego, z powodu stojących w sprzeczności interesów (dla przykładu w wypadku parku baiłowieskiego, często był konflikt pomiędzy zwiększeniem terytorium ochrony a możliwości lokalsów na zbeiranie owoców lasu czy chrustu). W wypadku bardzo silnej atomizacji społeczeństwa zorganizowanego taka współpraca mogła by nawet być niemożliwa bo kolektyw A będzie chciał chronić puszczę, ale kolektyw B będzie chciał wypasać krowy na coraz to większej rpzestrzeni (Co wydarzało by się np. na terenie amazonii). Nie wspominając tutaj o przedsięwzięciach o bardzo dużej skali, jak stworzenie na tyle dużych przestrzeni dzikich żeby zrównoważyć negatywny wpływ człowieka na środowisko i klimat. Zastanawia mnie co wy na ten temat myślice

  • zeshi@szmer.info
    link
    fedilink
    arrow-up
    0
    ·
    edit-2
    1 year ago

    pozwolę sobie nie zgodzić się z innymi osobami co do zdolności anarchizmu oraz być może ze źródłami. Właściwie to nie zgadzam się z tym, że sposób organizacji życia społecznego (anarchizm, demokracja etc.) w ogóle można podzielić na dobre i złe odpowiedzi na konkretne problemy, w tym przypadku ekologiczne ponieważ jest na znacznie wyższym poziomie abstrakcji. No może z wyjątkiem pewnych nurtów anprymu i ekofaszyzmu bo oba miewają dosyć konkretne postulaty rozwiązania problemu poprzez “powróć do małpe” lub ludobójstwo.

    Anarchizm imho musi się kończyć konfliktami i różnymi rozwiązaniami tych samych problemów - i to bardzo dobrze! Demokracja nie daje odpowiedzi na to jak ratować środowisko, zakłada tylko że najlepszym rozwiązaniem jest stworzenie państwa (lub quasi-państwa) z rządami większości jako źródło prawdy

    @Truffles napisału że anarchizm opiera się na idei “ludzie są z załozenia dobrzy” - moim zdaniem to zbędne założenie bo wtedy nawet liberalizm będzie działać pod warunkiem utworzenia państwa z odpowiednimi procesami, a przecież większość osób szmernych się zgadza, że liberalizm działać nie może. IMHO anarchizm musi oraz może działać nawet jak wszyscy będziemy wykazywać absolutny brak empatii (jak ta abstrakcyjna ekonomiczna i racjonalna jednostka z modeli makro-ekonomicznych). Raczej nie jest to poprawny model świata z punktu widzenia socjologicznego i biologicznego bo empatię posiadamy czy tego chcemy czy nie, natomiast imho pozwala lepiej myśleć w kategoriach balansowania konfliktów interesów.

    Częśc problemu rozpatrzyłbym z punktu widzenia “eksternalizacji kosztów” oraz “wspólnych pastwisk”. Moim zdaniem róznica między dzisiejszym zbieraniem chrustu i niszczeniem cennych przyrodniczo obszarów, a tubylczą (EN: indigenous) zrównoważoną gospodarką jest głównie w tych obszarach. Po co dbać o puszczę, skoro nie ja ponoszę koszty? Czemu się przejmować protestami, skoro państwo mówi “co nie jest zakazane to jest dozwolone” i swoim monopolem na przemoc uspokaja niesfornych “ekoterrorystów” czy tubylców? Wiem że anarchiści nie lubią konceptu własności ale jeśli odejdziemy od kapitalistycznej i liberalnej definicji to Elinor Ostrom opisała kiedy wspólne pastwiska działają i pewna forma własności oraz zarządzania nimi mogą być częścią odpoweidzi na problem. Jakkolwiek kucowsko to zabrzmi - ludzie zazwyczaj dbają o swoją własność jeśli mają w tym interes. Przemysł naftowy czy spożywczy np. nie ma interesu jak flora i fauna stoją na drodze do oleju palmowego czy ropy, to nie ich problem tak długo jak mają z tego ropę, a państwo utrzymuje cała infrastrukturę i organizację im do tego potrzebną. Wręcz zapewnia bezpieczeństwo i stabilność, które inaczej by nie istniały (to się odnosi do każdej odpowiednio dużej firmy i organizacji).

    Zastanowiłbym się też czemu ludzie zbierają chrust, czemu wypalają puszcze itp. bo może to tylko najprostsza droga do ucieczki od biedy i odpowiedzią na problem jest… dać im lepsze warunki i szanse? Jeśli zbieranie chrustu jest problemem, to może dowieźmy im ten chrust albo wynagrodźmy brak możliwośći zbierania? Ze tak Stirnerowsko stwierdzę - skoro nam zależy na puszczy, " godzi się zapłacić za spełnienie naszej woli."

    @borys wspomniał o majach - wydaje mi się że możemy na nich patrzeć w kategoriach państwa - państwo i grupy nim zarządzające mają jednak swoje interesy czasem prowadzące do tragedii. Myślę że teraz przechodzimy przez to samo w kontekście ocieplenia. Na szczęście dzięki rozwojowi nauki mamy dość wiedzy żeby nawet kapitaliści się przejęli problemami ekologicznymi jak ich zaboli nieco mniej pełna kieszeń. Chociaż uważam, że jak myślimy w kategoraich “kolektyw A chce bo rośnie, a kolektyw B nie chce” to możemy myśleć o nich w kategoriach quasi-państw zamiast wolnych zrzeszeń jednostek. Plus powyższe - pytanie czemu kolektyw A widzi akurat takie a nie inne wyjście, co powoduje że ma interes w niszczeniu?

    Myślę że anarchizm wymaga od nas również nauczenia się rozwiązywania konfliktów bez tzw. prawnego frameworku. Anarchizm raczej nie daje odpowiedzi jak, natomiast daje nam narzędzia do myślenia o “jak”.

    To wszystko nie wyklucza się też ze starym dobrym “ekoterroryzmem” - skoro kolektyw A chce niszczyć przyrodę, to niech wie że o ile w anarchizmie nic nie jest zabronione to nie jest też dozwolone i kolektyw B ma takie samo prawo (lub brak prawa) do oporu, choćby zbrojnego. Wszystko co robimy w anarchizmie jest “na własne ryzyko” i można się przekonać, że czyny miewają konsekwencje.

    Możliwe że troszkę bełkocze bo trudno mi przelać myśli na tekst tak żeby były zrozumiałem dla obserwatora spoza mojej głowy.

    • borys@szmer.infoOP
      link
      fedilink
      arrow-up
      1
      ·
      1 year ago

      w ogóle można podzielić na dobre i złe odpowiedzi na konkretne problemy, w tym przypadku ekologiczne ponieważ jest na znacznie wyższym poziomie abstrakcji. No tutaj obiektywnie nie masz racji, różne systemy skutecznie sobie radzą z różnymi typami problemów. Dla przykładu, systemy autorytarne lepiej sobie radzą w sytuacjach gdy potrzebne są nagłe szybkie ruchy, jak np. pospolite ruszenie, czy reakcja na kataklizmy naturalne. Jeśli władca chce oczywiście. Systemy demokratyczne, im bardziej tym lpiej, dość skutecznie radzą sobie z tworzeniem kompromisów oraz rozwiązywaniem tarć społecznych. Również często są skuteczniejsze w odnajdywaniu potrzeb

      Po co dbać o puszczę, skoro nie ja ponoszę koszty? Problem zaczyna się, jak opisywałem niżej, jak interesy są sprzeczne. Pytanie nie jest tyle, po co dbać o puszczę skoro ja nie ponoszę kosztów a bardziej "czemu mam nie wycinać kawałka puszczy skoro mój kolektyw/wspólnota potrzebuje jedzenia/przestrzeni do życia a twój jest oddalony od 1000 km dalej i nie wspiera nas specjalnie. Ewentualnie po prostu stwierdzenie “takie są nasze potrzeby przestań się wpierdalać w naszą autonomię”

      iem że anarchiści nie lubią konceptu własności ale jeśli odejdziemy od kapitalistycznej i liberalnej definicji to Elinor Ostrom opisała kiedy wspólne pastwiska działają i pewna forma własności oraz zarządzania nimi mogą być częścią odpoweidzi na problem. Jakkolwiek kucowsko to zabrzmi - ludzie zazwyczaj dbają o swoją własność jeśli mają w tym interes. Przemysł naftowy czy spożywczy np. nie ma interesu jak flora i fauna stoją na drodze do oleju palmowego czy ropy, to nie ich problem tak długo jak mają z tego ropę, a państwo utrzymuje cała infrastrukturę i organizację im do tego potrzebną.

      Problem z własnością jest trochę taki że nie da się od niej w 100% odejśc. W sensie nawet zakładając 100% anarchizm, nadal kolektywy będą operować na jakiś terenach, będą coś produkować i będą posiadać jakąś “własność współną”. Można załorzyć, i ja bym najchętneij załorzył, że operujemy na zasadach “take what you need”, w takim sensie żę żaden kolektyw nie ma żadnej przestrzeni na “własność” tylko jest jakiś bardziej zorganizowany system dzielenia się. Ale jeśli nie mówimy o społeczeństwie anprymowym, to potrzeba przekształcania środowiska, choćby w małym stopniu, zawsze będzie. Pytanie jak sobie poradzić kiedy bardzo nie chcemy żeby dany teren był przekształcony, a z kolei jakaś grupa ludzi, na którą nie mamy żadnego wpływu z powodu autonomi kolektywów, bardzo chce go przekształcić

      Chociaż uważam, że jak myślimy w kategoraich “kolektyw A chce bo rośnie, a kolektyw B nie chce” to możemy myśleć o nich w kategoriach quasi-państw zamiast wolnych zrzeszeń jednostek. No, trochę nie widzę innej opcji, jeśli kolektyw zarządza jakimś terenem to będzie maił funkcję semi-państwową. Oczywisćie działającą na innych zasadach i, mam nadzieje, bez całego bagażu który przychodzi z istneinem państwa dzisiaj, ale zawsze tak będzie w mniejszym czy większym stopniu

      • zeshi@szmer.info
        link
        fedilink
        arrow-up
        1
        ·
        edit-2
        1 year ago

        odnośnei własnośći mi się podoba to co Shawn Wilbur nazywa “mutual extrication” i to w zasadzie cała sensowna rola własności - skoro materia jest skończona i jakoś się musimy podzielić, to dogadajmy się jak to podzielić tak żeby wszystkim jako tako pasowało (pewna forma ugody?), ale dalej możemy odrzucać liberalną świętą własność. Nie wydaje mi się żeby to był problem, szczególnie że “moje” nie musi oznaczać “wyłącznie moje” i może się przenikać ze wspólnym. Np. moja działka na wspólnym pastwisku, które oferuje jako tako powszechny dostęp wszystkim, którzy są z nią związani. Na jakich konkretnie zasadach to mniej istotne, może być przecież i tak że lepiej komuś powierzyć nieproporcjonalnie dużą część pod warunkiem rekompensaty dla pozostałych i uspołecznienia zysków. Z liberalnych rozwiązań chyba Georgyzm jest najbliżej tej idei, tak żeby zobrazować co mam na myśli.

        Uciekałbym od określeni “semi państwowa” w kontekscie zarządzania dobrami wspólnymi skoro państwowość zazwyczaj definijujemy jako monopol na przemoc i hierarchię. To nie musi być przecież jedna sformalizowana instytucja.

        IMHO anarchizm prawie nigdy nie oferuje konkretnych odpowiedzi “z góry” i to dobrze więc trochę nie ma sensu pytać co zrobić, tylko jak się nauczyć siadać do stołu i rozwiązywać konflikty bez uciekania się do liberalnej koncepcji prawa.

        Niestety ten stół zawsze może zostać wywrócony ale nie widzę zbytnio wyjścia tak długo jak ludzie są ludźmi, czasem po prostu konfilkty nie da się rozwiazać pokojowo jak się druga strona uprze, albo jest wręcz fanatyczna.